Takie nudne podwórko. Z trzech stron bloki z końca lat sześćdziesiątych, połatany asfalt i obskurna piaskownica.Trochę trawy przy ławeczkach, na których starzy ludzie wystawiają twarz do słońca. Czasem panowie trzeźwi inaczej wyciągają potajemnie zza pazuchy coś zawinięte w gazetę i przykładają do ust. To nie flet chyba ani fujarka, bo tylko bulgot się z tego wydobywa.
Czas się tutaj zatrzymał. Gdyby nie żółte i zielone kontenery na śmieci, można by pomyśleć, że w sklepach tylko ocet, a cukier na kartki.
A jednak to podwórko żyje własnym życiem. Gołębie bezrefleksyjnie wydziobują rozsypane okruchy chleba, nie bacząc na jego szkodliwość. Jakieś drobne ptaszki robią zamieszanie na jeszcze bezlistnych drzewach, a kawki z pełnymi dziobami papierów lecą gdzieś wić sobie gniazda.
Dzisiaj nieoczekiwanie pojawiła się tutaj dziewczyna z fretką na smyczy. Widok dość niecodzienny, ale czy aż taki, żeby się całe ptactwo z okolicy zleciało?
Gołębie zastygły na moment z otwartymi ze zdziwienia dziobami, po czym wróciły do swojego codziennego dreptania. Bardzo zainteresowane za to były kawki, które nie odstępowały na krok tego dziwoląga. Sześć z nich podskakiwało obok niego, to zbliżając się blisko, to odchodząc kawałek, reszta z gałęzi przyglądała się temu przedstawieniu. Wydawało się, że one tak z ciekawości … ale gdy jeden wydał krótki, warkotliwy dźwięk a reszta zaczęła krążyć wokół, wiedziałam, że nie o to tu chodzi. Dwie kaczki, które jakimś dziwnym zrządzeniem losu znalazły się w tym miejscu, chociaż w najbliższej okolicy nie ma żadnego stawiku stały nieopodal i coś kombinowały. Co? A tego to ja już nie wiem 🙂
Takie nudne niby podwórko … wszystko zależy od patrzącego 🙂